Image Alt

Paweł Jabłoński

Wiceminister Paweł Jabłoński w Pietrowicach Wielkich: wszystko, co robimy dla Ukrainy, robimy dla siebie

Wiceminister spraw zagranicznych w Pietrowicach Wielkich mógł poczuć się jak w domu, wszak przed laty tam mieszkał. Wspomniał o tym zresztą wójt Andrzej Wawrzynek, mówiąc, że tym wydarzeniem, rozpoczęty został cykl spotkań z ludźmi, którzy się stamtąd wywodzą. Na spotkanie z Pawłem Jabłońskim (PiS), które zorganizowano w czwartek 13 lipca, przyszło kilkanaście osób, w tym sporo przedstawicieli lokalnej władzy.

O wojnie, zbrodni Wołyńskiej i gospodarce

Wiceminister zaczął swoje wystąpienie od wojny w Ukrainie i pomocy, jaka płynie szerokim strumieniem od Polaków, za co dziękował zgromadzonym w sali byłego dworca kolejowego w Pietrowicach Wielkich, gdzie obecnie mieści się Stacja Kultura, czyli swego rodzaju domu kultury. Stwierdził, że dzięki otwartości obywateli Polska zaczęła być kojarzona na arenie międzynarodowej jako solidaryzujący się kraj. – To dało nam dużą siłę, bo nie tylko wizerunek, ale także możliwości działania naszego państwa w stosunkach międzynarodowych – powiedział.

Mówił, że Polska nie może zgodzić się na to, żeby Putin zajął Ukrainę, bo jeśli wyrazi na to zgodę, to w dalszej kolejności może zaatakować inny kraj, m.in. nas. Powiedział wprost, że choć Polska oferuje swoim obywatelom wysoki poziom bezpieczeństwa, to nigdy nie można dać 100 procent pewności, że Kreml by się na to nie zdecydował. – Wszystko, co robimy dla Ukrainy, robimy dla siebie – powtarzał wiceminister w rządzie Mateusza Morawieckiego.

Podkreślił jednak, że należy rozgraniczyć pomoc Ukraińcom i zbrodnię Wołyńską, czyli rzeź dokonaną na Polakach przez nacjonalistów ukraińskich w lipcu 1943 r. – Nie zapominamy o tym – deklarował. Stwierdził, że należy to wyjaśnić raz a porządnie, ale czas na to będzie po wojnie, choć dodał, że rząd widzi powolny postęp w tej sprawie ze strony wschodnich sąsiadów. – Jeśli tej kwestii nie rozwiążemy, to nigdy nie będzie prawdziwego porozumienia – oceniał.

Dalej było o gospodarce. Paweł Jabłoński mówił, że Polska ma „bardzo duże napięcie z inflacją”. – Mamy bardzo wysoki wzrost cen – przyznał, wskazując, że przyczyny są różne: wojna, koronawirus, ale i, jak podkreślił, że rząd zaraz po pandemii wpompował ponad 240 miliardów złotych w gospodarkę. – Po to, aby nie było bezrobocia – wyjaśnił, bo jak dodał, istniało ryzyko, że pracę straci od 2 do 5 mln ludzi. Powiedział, że jeśli doszłoby do zwolnień, to byłoby dużo gorzej, a inflacja, jak stwierdził, i tak by była, choć może niższa.

Trudno wyobrazić sobie brak piwa

Pierwsze pytanie z sali zadał Piotr Parys. Radny i sołtys Lekartowa chciał wiedzieć jak wygląda organizacja wydarzeń wiejskich jeśli chodzi o sprawy formalne. – Musimy mieć kasę fiskalną, musimy wszystko dokumentować, czy wydarzenia do 100 osób są lokalne i możemy we własnym gronie rozwijać społeczność? – pytał.

Wiceminister odpowiedział, że nie ma w głowie wszystkich limitów, ale powołał się na rozporządzenie Ministra Finansów, które reguluje tę kwestię. Zachęcał sołtysa do rozmowy po spotkaniu, aby sprecyzować zagadnienie. Powiedział też, że ostatnio zwrócili się do niego strażacy z tym tematem, co mają zrobić, aby nie było obowiązku kasy fiskalnej przy sprzedaży piwa na dożynkach. – Będziemy próbowali jakieś rozwiązanie znaleźć – stwierdził, wyjaśniając, że rozmawiał już w tej sprawie z Ministrem Finansów.

Wójt Andrzej Wawrzynek wtórował sołtysowi, mówiąc, że mowa o niewielkich wydarzeniach, których organizatorzy chcą zapłacić akcyzę i temat mieć załatwiony. – Bo nikt nie chce ponosić konsekwencji – tłumaczył.